22 lipca 2012

Tell Me Goodbye

Moja wizyta w domu powoli dobiega końca. To był dziwny tydzień naszpikowany rozczarowaniami, zaskoczeniem, szaleństwem i śmiechem. Nie dopisała głównie pogoda i dopiero dziś miałem okazję pójść na plażę, zobaczyć morze, którego nie widziałem już ładnych kilka lat. Zapomniałem już jaka to frajda przejść boso po plaży i czuć jak chłodna woda obmywa stopy. Mimo że temperatura powietrza i wody nie była powalająca, na plaży był tłum ludzi. Obstawieni parawanami, pozasłaniani parasolami, grający w piłkę i badmintona. Byli też odważni, którzy zdecydowali się na kąpiel. Szum fal sprzyjał małym refleksjom, ale i wyciszeniu. Podsumowałem sobie cały ten czas spędzony tutaj i znowu jestem rozdarty. Jak by to było, gdybym nigdy nie wyjeżdżał z Gdańska? A gdybym zdecydował się wrócić, dajmy na to za rok - po studiach? Doszedłem do wniosku, że mogłoby być całkiem fajnie, gdybym tylko nie mieszkał z rodziną. Rodzina wszystko komplikuje. Zresztą, po piątkowych wydarzeniach "rodzina" zdaje się być jedynie umownym terminem. Więzy krwi to przecież zdecydowanie za mało. W sumie nie wiem nawet co mam na ten temat myśleć. Wszystko wywróciło się do góry nogami. Poza tym, naprawdę dziwię się, w jaki sposób ja się tam uchowałem? To jest nielogiczne, żeby ktoś taki jak ja, wyszedł z tego domu i stał się tym, kim teraz jestem. Może to nieskromne z mojej strony, ale jednak uważam, że mimo wszystko wyszedłem na ludzi. Tymczasem mam dwóch braci alkoholików, a w dodatku ćpunów. Przy czym jeden z nich okazał się też damskim bokserem, co dosłownie wyrwało mnie z butów. Jakoś nie chciałem wierzyć, że to znowu się dzieje. Wyrwał się z jednego gówna i wytrwał tyle lat bez butelki tylko po to, aby wpakować się w coś innego. Taki substytut sobie znalazł. Na początku nie chciałem w to wierzyć, ale jednak w piątek sam zauważyłem, że coś jest nie tak. Przy okazji dowiedziałem się, że w sumie to on nigdy mnie nie lubił. Co prawda nie on mi to powiedział, ale jednak dziwnie się poczułem. Próba pocieszenia mnie wyszła chyba jeszcze gorzej i tylko pogrążyła "informatora". Wszystko jest takie dziwne, wręcz nierealne. A. próbował zrobić dzisiaj ze mnie pośrednika dealera, bo na mieście ciężko o klientów, a w Krakowie na pewno ktoś będzie potrzebował. Oczywiście udawałem, że nie słyszę, bo wdawanie się w dyskusję z nim nie ma najmniejszego sensu. Zresztą, wdawanie się w jakąkolwiek dyskusję z moim bratem sprowadza się do jego przechwałek, co też on nie wyczyniał, gdy był "najebany i naćpany jak świnia". Czyli dzień jak co dzień w jego wykonaniu. Prawdę mówiąc wstydzę się swojej "rodziny". Było tak od dawna. Gdy ktoś ze znajomych chciał się wprosić do mnie do domu zawsze wynajdywałem jakąś wymówkę, bo nie chciałem pokazywać nikomu tego cyrku. Nawet dziś, gdy ktoś sobie zażartuje, że wprosi się do mnie na wakacje, nerwowo się uśmiecham i staram się szybko zmienić temat. Inna sprawa, że nawet gdybym się ich nie wstydził, to bałbym się, że komuś stanie się krzywda. Oni są nieobliczalni. Zwłaszcza A. Umysł zbuntowanego nastolatka zamknięty w ciele dorosłego faceta. Jedyny plus jaki wynika z tego, że jesteśmy braćmi to protekcja. Każdy bandzior w promieniu kilku-kilkunastu kilometrów wie, czyim jestem bratem, a nawet jak nie wie, to wystarczy, że wspomnę tę durną ksywkę i wszystko jest jasne.

Do pozytywnych akcentów na pewno mogę zaliczyć sobotnie spotkanie z... hmmm. Chyba mogę ich nazwać przyjaciółmi. Tak mi się zdaje i mam taką ochotę. Myślę, że zasługują na to miano. Naprawdę świetnie się wczoraj z nimi bawiłem, mimo dość obciachowych akcji w naszym wykonaniu. Na pamiątkę został mi ślad nad brwią w postaci trzech wgłębień po kapslu od desperadosa, którego otworzyłem parapetem komisariatu policji. Tańce na stole, wężyk w Golden Gate, szczęśliwy kloszard w Absyncie, Trawiata na Targu Węglowym, goła dupa W. wraz z malinowymi spodniami J., które tak naprawdę były amarantowe. No i to nasze sikanie po krzakach. Uśmiałem się do łez i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze wrócić do Gdańska w sierpniu i to powtórzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz