29 stycznia 2012

Someone like me.

Ostatnio nie miałem zbyt wiele czasu, aby coś tu napisać, a i chęci nieco brakowało, ale już nadrabiam straty! Przy okazji pozdrawiam internautów z Etiopii, którzy czegoś tu szukali i w końcu nie wiem, czy znaleźli. Miniony tydzień upłynął pod znakiem obchodów chińskiego Nowego Roku - Roku Wodnego Smoka, frustracji, fascynacji, niemocy i chcicy. W Konfucjuszu żarcie było cudne! Zawsze miałem pewne obawy co do azjatyckiej kuchni, ale tam nie mogłem odmówić, a i byłem ciekaw jak to w ogóle smakuje. Nie wiem co jadłem, ale było piekielnie dobre i mógłbym jeść to codziennie. Dorwałem nawet nazwę restauracji, w której zamówiono jedzenie. Muszę się wybrać albo zamówić coś kiedyś. Szkoda, że akcja z robotem nie wypaliła i nie pośpiewaliśmy sobie chińskich piosenek. Za to podobał mi się koncert fortepianowy - była w tym jakaś magia. Żałowaliśmy też, że nie zgłosiliśmy się do konkursu wiedzy o Chinach - na pewno byśmy wygrali! W dodatku drużyna, która wygrała siedziała obok nas, więc słyszała nasze odpowiedzi. Oszukiści. 
Jako że odczułem znaczny przypływ gotówki postanowiłem trochę zaszaleć i kupić kilka istotnych rzeczy. Przez ponad tydzień szukałem jakichś zimowych butów. Czemu w sprzedaży są tak małe rozmiary? Znaleźć ładne buty w rozmiarze 46 graniczy z cudem! A przecież zimówki powinny być o rozmiar większe... Potrzebuję teraz dodatkowych 20 minut, aby te buty założyć. Co za strata czasu. Tak dobrze by się spało. Jakby tego było mało, zima znów nas w tym roku zaskoczyła. Wytrzymać się nie da. Zdaniem Karoliny "Jest chyba minus pińćset!" Poniekąd się zgodzę. 
W szkole mogłoby być lepiej. Odczuwam pewien niedosyt, że jadę na samych naciąganych trójach. Prawdę mówiąc to czuję się głupi i wstyd mi za siebie, kiedy dostaję wynik egzaminu. Inną sprawą jest, że wcale się nie uczę. Jestem zbyt leniwy. Byłoby to zrozumiałe, gdybym uczył się rzeczy, które mnie nie interesują, ale przecież sam wybrałem kierunek studiów... Powinienem wkładać w to więcej serca i wysiłku. Powinno mi to sprawiać przyjemność. Tak sobie przynajmniej myślę. 
Muszę staranniej kontrolować swoje wydatki. Im więcej pieniędzy, tym ciężej się opanować. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu żyłem za 20zł tygodniowo. Teraz żyję za 20zł dziennie. Wychodzę do sklepu po jedną rzecz, a wracam z trzema siatkami. Przesada.
W środę w końcu wprowadził się Kuba - nowy współlokator. Bardzo kontaktowy i generalnie na rozmowie zeszło nam ładnych kilka godzin. Nawet Ewa się dołączyła. Tylko Pisarz spasował, co było tylko pretekstem do obgadania co kto o nim sądzi. Chyba nie tylko ja za nim nie przepadam. 

Ja chyba naprawdę staro wyglądam, skoro rówieśnicy mówią mi "Dzień dobry" na klatce schodowej! To straszne! Chyba zacznę się golić.

20 stycznia 2012

Turn the lights out.

Wracając dziś autobusem z zajęć zauważyłem niewidomą kobietę. Niskiego wzrostu, włosy ścięte "na chłopaka" - jeden problem mniej - pomyślałem; siwiejąca, w ręce złożona biała laska. Rozmawiała z jakąś inną kobietą. Początkowo nikt, poza mną, nie zwracał na nią większej uwagi, do czasu aż towarzyszka jej podróży opuściła pojazd. Zacząłem się zastanawiać, skąd ona będzie wiedziała, kiedy powinna wysiąść? Liczy przystanki? Tak dobrze już zna drogę? Może coś widzi? Po chwili zaczęła przygotowywać się do wyjścia. Zauważyłem, że ludzie omijali drzwi z których chciała skorzystać. Pewnie bali się, że poprosi ich o pomoc albo że wydarzy się coś nieoczekiwanego. Stanęła spokojnie trzymając się poręczy. Odwróciłem wzrok, bo aż głupio mi było z powodu mojego zachowania. Ona na pewno czuła ten wzrok. Nie tylko mój, ale wszystkich dookoła. Pomyślałem, że chociaż ja przestanę się gapić jakbym człowieka w życiu nie widział. Chociaż ona pewnie do tego przywykła, do tych spojrzeń, których nie widzi, pełnych litości, zdumienia, a może i jakiejś pogardy czy obrzydzenia? W końcu inność dla niektórych potrafi być tak rażąca, że potrafią przez to zabić. Czemu mieliby oszczędzać kalekę? Ludzie to podłe stworzenia. Zrobiło mi się wstyd. Do głowy napływały tysiące myśli - co się dzieje w jej głowie, gdy siedzi w tym autobusie i słyszy wszystkie te dźwięki? Ryk silnika, rozmowy innych ludzi, dzwonki telefonów, klaksony samochodów, odgłosy chodzenia, skrzypienie elementów autobusu. Czy słuchem da się to wszystko ogarnąć? Oczywiście nastał tu klasyczny moment, w którym bohater, czyli ja, zdaje sobie sprawę jak kruche jest życie i jak niewdzięczni potrafimy być, mając wszystko czego naprawdę potrzebujemy - zdrowie, jako takie życie, może nie idealne, ale nie znowu takie złe i nie potrafimy docenić tego całego skarbu. Nasze codzienne zmartwienia zdają się nie mieć racji bytu, bo czy można porównać niezapłacone rachunki czy niezaliczony egzamin do braku zdolności widzenia albo utraconej kończyny? To jest chyba ta "potrzeba dramy", o której już coś tam pisałem. Człowiek, żeby czuć, że żyje, potrzebuje silnych bodźców - nawet(a może przede wszystkim?) tych negatywnych. Konieczny jest wstrząs, który uświadomi nam jak wiele mamy, a tego nie widzimy. Niestety, większość takich "dram" to tylko wstrząsiki.

Oburzyłem się, że w Tesco nie mają Breezerów i zupek japońskich. Takie to właśnie jest to życie kurewskie.

16 stycznia 2012

What else is there?

Dni upływają dość szybko i każdy z nich przynosi coś nowego, coś nieoczekiwanego. Cieszę się, że w końcu wszystko zaczyna się klarować, chociaż wciąż trwa nieustanna walka wewnątrz mnie. Moje dwie, tak różne przecież, strony ścierają się, rywalizują o to, która będzie wiodła prym na zewnątrz. Póki co chyba jest remis. Kogoś uszczęśliwiłem, kogoś skrzywdziłem. Komuś pomogłem, komuś zaszkodziłem. Nic nie jest czarne albo białe. Zastanawiam się tylko, na ile to jest realne i jak długo będzie trwało. Chyba dobrze mi tak, jak jest, chociaż daleko jest do ideału. Zresztą - na co mi ideały? Co mi to da?
Weekend minął pod znakiem totalnego upojenia - alkoholowego, umysłowego, spożywczego i cholera wie, jakiego jeszcze. Naleśniki, wódka z kiwi, japońskie słodycze i doborowe towarzystwo okazały się być strzałem w dziesiątkę. Dobrze jest mieć z kim przyjemnie spędzić czas, nawet jeśli to tak banalna sprawa jak gra w scrabble. Do tej pory było to dla mnie zupełnie obce, to poczucie przynależności do jakiejś grupy. Zawsze byłem gdzieś obok, zawsze nieobecny. Gdybym jeszcze tylko potrafił nie oglądać się za siebie i żebym niczego nie spieprzył. Myślenie jest jednak trudne. Totalny mętlik w głowie i mieszanina emocji oraz uczuć. Muszę to jakoś zneutralizować, więc obejrzę sobie Greys'ów. Może uda się nawet przechylić szalę na ciemną stronę.

07 stycznia 2012

Heavy Cross

Jako że moje ambitne plany spędzenia dnia na nauce i zgłębianiu charakterystyki mniejszości etnicznych w Indiach spełzły na niczym, a raczej zostały chamsko zepchnięte na dalszy plan, czas zorganizowałem sobie w przyjemniejszy sposób. Oprócz standardowego oglądania anime, zagłębiłem się dziś w trochę inne tematy, chociaż nadal pozostałem w kręgu azjatyckim. No, przynajmniej do pewnego momentu.
Dla osób, które nie są całkiem świadome mojej "tożsamości", to co napiszę dalej może być szokiem, ale w sumie znamy się już tyle czasu, że chyba nie powinno być większego "halo". W dodatku takie osoby, które nie mają takiej wiedzy, a czytają tego bloga, są w przerażającej mniejszości, bo da się je policzyć na palcach jednej ręki. Ale wszystko po kolei - może jakoś się uda. Szperając po sieci natrafiłem na kilka pozycji, które mnie nawet zainteresowały i postanowiłem czym prędzej się z nimi zapoznać. W tej chwili został mi jeszcze jeden film do obejrzenia - taki o lesbijkach. Wiem, nuda jak sto pięćdziesiąt. Dlatego zostawiłem na koniec, mimo pozytywnych opinii na filmwebie. Na pierwszy ogień poszedł za to film o gejach. Żeby było lepiej - film o japońskich gejach! Takich z Japonii! Gratka. Tu chyba powinna się niektórym zapalić czerwona lampka. Po co miałbym oglądać film o gejach? Dam Wam szansę na posnucie domysłów. Wracając. Film nawet ciekawy, chociaż tak japońsko słodki i na końcu nieco przerysowany może. Co się wyróżniało to japoński Harry Potter - w stylówie tego kolesia widać dużą inspirację małym czarodziejem. Pff. Tylko był trochę bardziej pokręcony i mroczny. W końcu kto normalny rzuca się na ludzi z nożem? No, pewnie paru by się znalazło. Mniejsza o to.
Następnym filmem po jaki sięgnąłem, jest film produkcji polskiej. Dokument. Chwytliwy tytuł nawet - "Coming out po polsku". Ciekawy nawet, mimo że formuła trochę oklepana. Nie jestem pewien czy nie był to opis dalszych losów osób występujących w "Homo.pl" albo ewentualnie na odwrót. Generalnie myk w filmie polegał na tym, że zebrali kilka osób ze środowiska LGBT, posadzili ich przed kamerą i kazali opowiadać o swoich przygodach z własną seksualnością, o zmaganiach i walkach ze sobą i innymi ludźmi - nawet wstawki z parady były. Osobiście uważam, że fajna sprawa, taki film. Tylko nie jestem pewien, czy trafi on do tych, do których ma trafić (albo miał trafić, bo wyprodukowany był w 2008 roku), czyli osób "spoza środowiska" (i nie, nie mam tu na myśli kolesi, którzy wpisują to na swoich homo-profilkach na rozmaitych portalach). Z drugiej strony, naszła mnie refleksja, że ciężko mi się utożsamiać z problemami przedstawionymi w filmie. Przynajmniej na tym etapie mojego życia. Nie pragnę zawarcia związku partnerskiego, nikt mnie nigdy nie pobił z powodu orientacji, nie miałem też jakichś nadzwyczajnych "wyjść z szafy", mój chłopak się nie powiesił, ani nic w ten deseń. Chociaż jeszcze wszystko przede mną. Przecież dopiero od niedawna coś działam na tym polu. Najgorsze starcia jeszcze przede mną, ale nie jest też tak, że mam jakieś parcie na, jak to mówią, "obnoszenie się" czy też "afiszowanie się" ze swoją orientacją. Po prostu jakiś czas temu postanowiłem, że jak rozmowa zejdzie na ten temat albo gdy ktoś mnie zapyta to nie będę owijał w bawełnę. Inną sprawą jest to, że ja ostatnio prawie z nikim nie rozmawiam. Wiem - zupełnie nieistotny szczegół.
Tak się teraz zastanawiam, do czego miał się odnosić tytuł posta (czy one kiedykolwiek miały coś wspólnego z treścią?) i wydaje mi się, że miała być wstawka o tym, jak ciężkie jest brzemię, jakie musi spoczywać na barkach faceta-geja żyjącego w Polsce. Gdzieś mi to chyba umknęło. Nie mogę się dłużej skupić na pisaniu, bo czeka na mnie partyjka League of Legends. Znowu będą mnie wyzywać od noobów po angielsku. Fun.

04 stycznia 2012

Heavy on my heart.

Ostatnio czuję się niesamowicie przytłoczony wszystkim co mnie otacza. Ciężko mi się podnieść rano z łóżka i to bez różnicy czy spałem 3 czy 8 godzin. W tramwaju siedzę i tępo gapię się na innych pasażerów linii 23. Czasem przez głowę przejdzie mi jakaś myśl albo spostrzeżenie na czyjś temat.
Ale wielki tyłek! Strasznie psuje całokształt. Fajne buty. Ciekawe gdzie kupił. Niby takie stare baby, ale tematy mają niczym nastolatki! A ten facet tylko na nie zerka i się uśmiecha pod nosem. Myśli, że jak ma wąsy to nikt nie zauważy! Ja widzę. Ciekawe, jakiego typu dzieciaki chodzą do tego prywatnego liceum? Pewnie coś na wzór amerykańskich nastolatków. W Polsce w ogóle są takie nastolatki? Ci wyglądają całkiem przeciętnie. Może mają trochę lepsze ciuchy niż inne. Co się porobiło... Ja w ich wieku w ogóle nie zwracałem uwagi na ciuchy, a wydanie 200zł na spodnie było absurdem. Świetnie. Gadam jak emeryt. Jedź, jedź, jedź! Ależ się wlecze. Gdzie taka stara torba jak ty jedzie o 7 rano? Jeszcze pewnie byś chciała, żeby ktoś ci miejsca ustąpił. Na mnie nie licz. Wyglądają na przyjaciół. Ciekawe o czym rozmawiają. Też bym chciał mieć przyjaciela. Rozmawianie w tramwaju jest takie niezręczne. Wszyscy słyszą. 
Wysiadam i snuję się w kierunku miejsca pracy. Nie chce mi się tam iść, ale idę, bo co innego mam zrobić? Nie lubię tego poczucia wypalenia. W moim przypadku to zawsze przychodzi tak szybko. Przez to nie wyobrażam sobie swojego życia w harmonii i jako takiej stabilizacji. Ciągłe zmiany też są złe. Ileż można zaczynać od początku? Przez ten ciężar czuję jakbym nie mógł swobodnie oddychać. Szkoda, że Hallsy, albo inne tego typu cukierki, nie działają tak jak na reklamach. Raz sobie possiesz i od razu czujesz się lepiej. Skojarzenia związane z seksem oralnym są tu zupełnie nie na miejscu, świntuchy! Mogłoby to w końcu minąć. Czy ja naprawdę nie potrafię cieszyć się życiem? Tak mi dziś przeszło przez myśl - jaki ja właściwie jestem? Szczęśliwy? Zadowolony z siebie? Z życia? Może nieszczęśliwy? Nic w sumie nie pasuje. Jestem taki... nijaki. Ani szczęśliwy, ani nieszczęśliwy. Jestem bo jestem. Taki nic nieznaczący ja. Taka ledwo widoczna kropka, punkcik. Ludzka egzystencja doprawdy jest dziwna.

01 stycznia 2012

Sober

Pożegnanie starego i powitanie nowego roku przebiegło bez większych rewelacji. Mój plan, aby zalać się w trupa trochę nie wypalił, ale chociaż było miło. Wypiłem jakieś 5 litrów piwa (jakiś niemiecki szajs), pożarłem pudło żelek-ośmiorniczek i kilka paczek chipsów, pogadałem, pośmiałem się, krótko mówiąc - było miło. Miałem mały problem z powrotem, bo okazało się, że akurat o tej samej porze 80% ludzi zdecydowało się wrócić do domu. Autobusy zawalone, żadnej wolnej taksówki, a do domu dość daleko. Na szczęście złapałem przypadkowy tramwaj.
Wstałem rześki jak nigdy, chociaż ktoś obudził mnie rano nachalnym dzwonkiem u drzwi. A może mi się przyśniło? Budząc się, moim oczom ukazał się nieziemski burdel. To na pewno mój pokój? - pomyślałem. Jak to się stało, że wcześniej nie widziałem tego syfu? Co gorsza, reszta mieszkania wcale nie wyglądała lepiej.
Po pochłonięciu na śniadanie połowy świątecznego makowca, który przywiozłem z domu, postanowiłem zająć się sprawą. Chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo chciało mi się posprzątać. W trakcie oczywiście napatoczył się mój współlokator - Pisarz. Wyłonił się z tej swojej nory, w której siedzi non-stop i nie daje znaku życia. Po lawinie idiotycznych pytań i spostrzeżeń na temat technik sprzątania i moich, niby bliskich, relacji z Sylwią, rzucił błyskotliwą uwagę o tym, że jak on się wprowadzał to nie sprzątałem (niby czemu miałbym to robić?), a teraz, gdy wprowadza się ten nowy (od jutra będziemy mieli nowego kolegę) to sprzątam. Uff - to było chyba najbardziej wielokrotnie złożone zdanie jakie świat widział. Nie wiem też czy ma jakikolwiek sens. Wracając. Denerwuje mnie ten człowiek. Z niecierpliwością czekam, aż zeżre kolejną kostkę toaletową. Wtedy już chyba zwrócę mu uwagę i pozdzieram te jego cholerne Wróżki i Odlotowe Agentki z drzwi. Taki mały bunt. Jakoś nie mogę pozbyć się tego złego nastawienia do jego skromnej osoby. Rzadko mi się to zdarza. On ma w sobie jednak coś odpychającego. Nie wiem jeszcze co zrobić z tym fantem, ale prędzej czy później jakoś trzeba będzie to rozwiązać. Koniec końców, wszystko lśni czystością - nawet lodówka, którą obiecałem umyć w sierpniu, ale jakoś się nie złożyło, jak do tej pory.
Fajnie tak sobie popisać o zwykłych, codziennych sprawach. Ciekawe od kiedy sprzątanie jest dla mnie codziennością? Jestem prawie jak Bridget Jones. Z tym, że ona miała bardziej fascynujące życie niż ja.

PS Kacha! Dzięki za te japońskie cukierki o smaku liczi! Pychota! I tak wiem, że nigdy tego nie przeczytasz.