04 lipca 2012

Never Easy

Chyba zbyt długo wszystko szło gładko. Powinienem się już przyzwyczaić do tej cykliczności zwycięstw i porażek. Ciągle jednak występuje ten element zaskoczenia. Nie jestem na tyle głupi, aby sądzić, że zawsze będzie kolorowo, ale zazwyczaj wszystko wali się w najmniej oczekiwanym momencie. Znowu jestem w martwym punkcie, z którego nie wydostanę się, póki nie odpowiem sam przed sobą na kilka pytań. Tylko cholera wie, jak długo będę szukał na nie odpowiedzi. Na niektóre z nich, odpowiedź muszę znać już, teraz, zaraz, a ja mam w głowie totalną pustkę. Oczywiście znowu jestem w sytuacji, w której muszę dokonać niemal niemożliwego. Czy ja się nigdy nie nauczę? Nie wiem od czego zacząć. Dostałem się w krzyżowy ogień zobowiązań, wymagań, deadline'ów, oczekiwań. Najbliższe dwa miesiące to będzie jakieś piekło.

Pisarz w końcu się wyprowadził. Co za ulga. Nie mogłem już tego dłużej znieść. Nie wiem tylko dlaczego zostawił w pokoju całą szafkę butelek po browarze - przecież niby nie pije - oraz nowe opakowanie rajstop. Tajemnicza sprawa. Jego pokój wymagał solidnego wietrzenia i sprzątania. Nowi koledzy jednak poradzili sobie dość sprawnie. Nie mogę się jednak przyzwyczaić do nowych warunków mieszkania. Teraz tętni tu życiem. Wszędzie ktoś chodzi, wszędzie pełno czyichś rzeczy, jest z kim porozmawiać. Nie spodziewałem się takiego szoku z mojej strony. Jakoś to przeżyję.

Czy ludzie w tym mieście nie wiedzą, że ziewając należy zasłonić usta? Takie to trudne do pojęcia, że nie każdy chce oglądać zawartość jamy ustnej przypadkowego człowieka? Gdzie bym nie spojrzał tam widzę czyjąś rozdziawioną paszczę. Buractwo krakowskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz