20 stycznia 2012

Turn the lights out.

Wracając dziś autobusem z zajęć zauważyłem niewidomą kobietę. Niskiego wzrostu, włosy ścięte "na chłopaka" - jeden problem mniej - pomyślałem; siwiejąca, w ręce złożona biała laska. Rozmawiała z jakąś inną kobietą. Początkowo nikt, poza mną, nie zwracał na nią większej uwagi, do czasu aż towarzyszka jej podróży opuściła pojazd. Zacząłem się zastanawiać, skąd ona będzie wiedziała, kiedy powinna wysiąść? Liczy przystanki? Tak dobrze już zna drogę? Może coś widzi? Po chwili zaczęła przygotowywać się do wyjścia. Zauważyłem, że ludzie omijali drzwi z których chciała skorzystać. Pewnie bali się, że poprosi ich o pomoc albo że wydarzy się coś nieoczekiwanego. Stanęła spokojnie trzymając się poręczy. Odwróciłem wzrok, bo aż głupio mi było z powodu mojego zachowania. Ona na pewno czuła ten wzrok. Nie tylko mój, ale wszystkich dookoła. Pomyślałem, że chociaż ja przestanę się gapić jakbym człowieka w życiu nie widział. Chociaż ona pewnie do tego przywykła, do tych spojrzeń, których nie widzi, pełnych litości, zdumienia, a może i jakiejś pogardy czy obrzydzenia? W końcu inność dla niektórych potrafi być tak rażąca, że potrafią przez to zabić. Czemu mieliby oszczędzać kalekę? Ludzie to podłe stworzenia. Zrobiło mi się wstyd. Do głowy napływały tysiące myśli - co się dzieje w jej głowie, gdy siedzi w tym autobusie i słyszy wszystkie te dźwięki? Ryk silnika, rozmowy innych ludzi, dzwonki telefonów, klaksony samochodów, odgłosy chodzenia, skrzypienie elementów autobusu. Czy słuchem da się to wszystko ogarnąć? Oczywiście nastał tu klasyczny moment, w którym bohater, czyli ja, zdaje sobie sprawę jak kruche jest życie i jak niewdzięczni potrafimy być, mając wszystko czego naprawdę potrzebujemy - zdrowie, jako takie życie, może nie idealne, ale nie znowu takie złe i nie potrafimy docenić tego całego skarbu. Nasze codzienne zmartwienia zdają się nie mieć racji bytu, bo czy można porównać niezapłacone rachunki czy niezaliczony egzamin do braku zdolności widzenia albo utraconej kończyny? To jest chyba ta "potrzeba dramy", o której już coś tam pisałem. Człowiek, żeby czuć, że żyje, potrzebuje silnych bodźców - nawet(a może przede wszystkim?) tych negatywnych. Konieczny jest wstrząs, który uświadomi nam jak wiele mamy, a tego nie widzimy. Niestety, większość takich "dram" to tylko wstrząsiki.

Oburzyłem się, że w Tesco nie mają Breezerów i zupek japońskich. Takie to właśnie jest to życie kurewskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz